..:: ELIXIR | Gry Fabularne(RPG) | Gry Komputerowe(cRPG) | Fantastyka | Forum | Twoje Menu Ustawienia
    ORBITAL MENU
    » Neuroshima
    » Świat
    » Bohater
    » Rozrywka
    POLECAMY

     SZUKAJ
    » Mapa serwisu
>NASZE STRONY
 MAIN
:: Strona Główna
:: Forum
:: Chat
:: Blogi

 GRY FABULARNE
:: Almanach RPG
:: Neuroshima
:: Hard HEX
:: Monastyr
:: Warhammer
:: Wampir
:: D&D
:: Cyberpunk2020
:: Earthdawn
:: Starwars
:: Arkona

 GRY cRPG
:: NWN
:: Baldurs Gate
:: Torment
:: Morrowind
:: Diablo

 FANTASTYKA
:: Literatura
:: Tolkien
:: Manga & Anime
:: Galeria

 PROJEKTY
:: Elcards
:: Chicago

Duchy



Szedł, a duchy podążały za nim. Wskazywały mu drogę, a im dalej na zachód, tym wyraźniej je widział. Szczególnie nocą, kiedy promienie księżyca barwiły świat srebrną poświatą, a wonne zioła płonęły w palenisku. Siadały wtedy koło niego, marszczyły brwi i ponaglały. Kazały mu iść spać, o świcie musi przecież podjąć swoją wędrówkę. Były bardzo stanowcze - kiedy im się sprzeciwiał, wściekały się i wygrażały. Tylko Dziewczynka nigdy nic od niego nie chciała. Trzymała się na uboczu i uśmiechała smutno, kiedy próbował do niej zagadać. Przypominała mu jego córkę, Suzie. Suzie miała siedem latek, kiedy apokalipsa pogrzebała ją pod gruzami domu i nigdy nie rozstawała się ze swoim misiem, Tomem. Dziewczynka misia nie miała.

***

Codziennie o świcie zwijał swoje posłanie, odmawiał modlitwę i wyruszał w drogę. Szedł zawsze na zachód, a prowadził go młody Żołnierz, w swoim dziwnym mundurze i z zakrwawioną łopatką saperską w dłoni. Czasami chłopak znikał, a zastępował go pomarszczony Siwy Indianin w stroju plemiennym. Znaczyło to, że zbliżają się do jakiejś zamieszkałej osady - wtedy sprzeciwiał się woli duchów i obchodził ją szerokim łukiem. Wpadały wtedy w szał, ubliżały mu bezgłośnie, obrażały się. Czasem odchodziły na dzień lub dwa.

To było najtrudniejsze. Nie potrafił znieść próżni wokół siebie, braku towarzyszy - niemych przyjaciół. Wył wtedy, a pustka przepełniała go, zdawała się pochłaniać. Ale kiedy zaczynało być bardzo źle, kiedy próbował roztrzaskać sobie głowę kamieniem, czy przegryźć żyły, zawsze zjawiała się Dziewczynka. Siadała obok i głaskała po ręce. A duchy zawsze wracały, tak samo umęczone rozłąką, patrzące smutnym, załzawionym wzrokiem.

***

Najgorsze były sny. Pojawiały się zawsze, kiedy spotykał na swojej trasie innych ludzi. Nocne zwidy, pełne krzyków, bólu i strachu. Widział konstrukcje z metalu miażdżące wszystko, co żywe, armie zdeformowanych Lunatyków i ziemię połykającą całe osady. Ale i tak najgorsza była Zjawa, mroczny stwór, po którego przejściu zostawał tylko popiół i kurz. Dlatego postanowił omijać wszystkie ludzkie sadyby.

Choć musiał przyznać, że kiedyś bawiło go, jak na jego widok ludzie zabierają dzieci z podwórek i zatrzaskują okiennice. Wycie psów brzmiało jak muzyka.

***

Duchy dbały o niego, nie pozwalały umrzeć z głodu czy wyczerpania. Pamiętał jak raz, idąc przez suche prerie Arizony był pewien, że padnie z pragnienia. Wtedy właśnie Młoda Kobieta złapała go za rękę i zaczęła biec. Do dziś widział przed oczami jej sukienkę w granatowe grochy, przez którą prześwitywała sucha, okoliczna trawa. Zawlokła go wtedy do miejsca, w którym siedział Siwy Indianin i pokazała, że ma kopać. Znalazł małe źródło mulistej wody.

Kiedy zaczynał przymierać głodem, orszak stawał, a Stary Kłusownik znikał w zaroślach. Wracał po kilkudziesięciu minutach i prowadził go tam, skąd przyszedł. U celu czekało jakieś drobne zwierzę, martwe lub konające. Z wdzięczności wylewał zawsze pierwszych parę kropel krwi stworzenia na otwartą dłoń, którą potem przytykał do ziemi. Duchy to lubiły, kiwały głowami z aprobatą. Oprócz Dziewczynki oczywiście, ale ona w ogóle rzadko go zauważała.

***

Przed snem zawsze wrzucał do ogniska garść suchych, wonnych ziół. Znajdował je dla niego Indianin, a ich ciężki zapach miał dar odganiania złych mocy. Dzięki temu Lunatycy, Maszyny, czy Zła Ziemia nie mogli go dogonić. Dzięki temu Zjawa gubiła trop.

Oprócz ziół chronił go także wielki pies - Dog Niemiecki - bestia z piekła rodem, mierząca ponad metr w kłębie. Nocą, kiedy kładł się spać, pies patrolował okolice obozowiska, a w dzień niósł na sobie Dziewczynkę. Czasem znikał gdzieś razem z Żołnierzem na całą noc - chłopak nakładał wtedy na głowę archaiczną maskę przeciwgazową, zapinał hełm i biegł za nim.

***

Kłusownik nauczył go także podstaw przetrwania w dziczy. Kiedy przechodzili przez masyw Kordylierów, znalazł dla niego niedźwiedzią padlinę i cierpliwie, na migi, uczył jak oskórować zwierzę, jak zrobić proste trzewiki czy futrzaną tunikę. On więc wytrwale, używając tylko kawałka szkła, oprawiał miśka, a Kłusownik siadał wtedy i patrząc z zadowoleniem, pykał ze swojej kościanej fajeczki. Czasami też czyścił swoją starą flintę, sypał proch w lufę, ładował kule. Strasznie przypominał mu wtedy ojca….

***

Szedł wciąż dalej i dalej, sam już nie wiedział, który rok. Zdawało się, że wędrówka trwa wieczność. Jednak wewnątrz coś mu mówiło, czy raczej cicho szeptało: "Zbliża się czas rozwiązania". Szedł więc dalej, otoczony swym orszakiem.

***

Którejś nocy śniła mu się krwawa walka. Widział Żołnierza, bohatersko tnącego Zjawę kantem saperki, widział Doga, skaczącego wrogom do szyi. Obudził się zlany potem, z poczuciem zimnej pustki i straty. Dziewczynka płakała. Nigdy już nie zobaczył Psa ani Żołnierza i musiał sam prowadzić małą. Za rękę.

***

Niedługo potem ze szczytu wzniesienia zobaczył morze. Duchy zaczęły go coraz bardziej poganiać, zmuszały do wcześniejszych pobudek. Teraz wstawał na godzinę przed świtem, a posiłek spożywał już w marszu. Kiedy szedł, duchy otaczały go ciasnym pierścieniem, a Indianin prowadził pięć kroków przed nimi, z łukiem w jednej, a strzałą w drugiej ręce. Na twarzy wymalował sobie dziwne, ciemne kreski, nałożył na siebie pióropusz i dziwny, kościany napierśnik. Coraz częściej otaczała ich srebrzysta mgła.

***

Najpierw na niebie pojawiły się mewy. Ich skrzek coraz częściej docierał do jego uszu. Następnego dnia widział już morze w pełnej okazałości. Na brzegu, niczym martwy wieloryb, leżał ogromny wrak supertankowca. Wrył się głęboko w ląd, a w jego pokrytym łuszczącą się farbą dziobie ziała szeroka, poszarpana szczelina.

Wokoło statku ktoś poustawiał jakieś przypadkowe ozdoby, totemy z piór i ptasich czaszek, wysokie krzyże z resztek pordzewiałych relingów. Koło ratunkowe z wypłowiałą figurką Matki Boskiej w środku. Duchy nie mogły przejść. Stały w linii, uśmiechając się smutno i kiwając z aprobatą głową. Tylko Dziewczynka szła nadal. Stąpała trochę z boku, po powierzchni wody.

***

Przez szczelinę w burcie przecisnął się starzec. Twarz rozjaśniał mu uśmiech. Zaprosił go gestem do środka, po czym sam wszedł. Wewnątrz mocno pachniały kadzidła, a ściany metalowych korytarzy pokrywały dziwne rysunki. Starzec pogłaskał białą szczecinę na policzkach i zaczął krzątać się wokoło kociołka wiszącego nad małym paleniskiem. Potem przemówił.

To on wysłał zjawy, on go tu sprowadził. Duchy umożliwiły mu przetrwanie, dały wsparcie w ciężkich chwilach. Walczyły ze złem, które obudziło się w nim po apokalipsie. Powiedział też, że podróż się zakończyła. Dotarł do sanktuarium i tutaj wszystkie sprawy znajdą swoje rozwiązanie. Do tego miejsca duchy nie miały wstępu.

Spojrzał na Dziewczynkę, która cały czas była przy nim, a ona przyłożyła palec do ust. Więc milczał. Po chwili starzec nalał mu czarkę dziwnego ziołowego wywaru. Po nim wszystkie myśli odpłynęły.

***

Zbudził się, wisząc przywiązany za ręce do masztu nad mostkiem okrętu, a wiatr szarpał jego ubraniem. Było piekielnie wysoko, w oddali huczały fale. Huczał też tłum zgromadzony na plaży. Słychać było jego pomruk, widać było dalekie ognie pochodni i małych ognisk. Na dziobie okrętu stał starzec i przemawiał. Stracił przytomność.

***

Kiedy tylko powieki mu opadły, miał sen. Widział w nim z bliska tłumy przed okrętem. Wrzeszczący, pijani ludzie, wznoszące w niebo pochodnie i płonące krzyże. Gromadzili się wokół ognisk na plaży, patrzyli z utęsknieniem na czarną sylwetkę mostka okrętu. Po chwili obraz odwrócił się, a jego oczom ukazał się krąg totemów wokół wraku. Na ażurowych krzyżach z relingów wisiały duchy. Jego duchy. Wszystkie, oprócz Dziewczynki były przywiązane - a ona po kolei podchodziła i zamykała im oczy. Po chwili zapanował spokój. Słyszał szept. I już wiedział - to on pustoszył wioski. To jego powstrzymywały kadzidła, jego pilnował wielki pies. To w walce z nim zginął Żołnierz.

***

Ocknął się. U jego stóp stał starzec z pochodnią w dłoni. Pod masztem stały beczki pełne jakiejś cieczy. Starzec przeżegnał się i wrzucił do nich pochodnie. Zapłonął wysoki ogień. Obok w powietrzu unosiła się dziewczynka. Po raz pierwszy widział, jak się uśmiecha. Zdawała się promienieć. Płomienie obejmowały go, a on nic nie czuł. Po chwili nadeszła ciemność. A Zjawa - piekielny Nocny Łowca, już nigdy się nie pojawiła.


»Tekst zajął I miejsce w konkursie Neurokoncepcja


Mack_The_Knife.
komentarz[6] |

Komentarze do "Duchy"



Musisz być zalogowany aby móc oceniać.
© 2000-2007 Elixir. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Designed by Corwin Visual
Engine by Khazis Khull based on jPortal
Polecamy: przeglądarke Firefox. wlepa.pl

Wykryto nieautoryzowany dostęp!!!

   PATRONUJEMY

   WSPÓŁPRACA

   Sonda
   Czy interesują cię raporty z sesji NS?
Tak!
Nie.
A co to?
Musisz być zalogowany aby móc głosować.

   Top 10
   Pasożyty
   Hibernatus (....
   Yakuza
   FATEout
   Legia Cudzozi...
   Pistolet Maka...
   Łowca - dzień...
   Neuroshimowe ...
   Śpiąca Królew...
   Bo kto umarł,...

   Statystyki
userzy w serwisie:
gości w serwisie: 0

   ShoutBox
Strona wygenerowana w 0.021742 sek. pg: